Z Bocznej Loży

LESZEK MĄDZIK - Epitafium

LESZEK MĄDZIK - Epitafium

Kiedy u progu wiosny projektowałam otwarcie bloga, nie sądziłam, że pierwszy tekst poświęcę Leszkowi Mądzikowi, który odszedł 18 marca 2025 r., w wielkiej sławie twórcy teatru Scena Plastyczna KUL-u i Galerii Sceny Plastycznej, profesora sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i wykładowcy wielu innych uniwersytetów w Polsce i na świecie. „Guru” polskiego teatru - jak pisano nazajutrz po Jego śmierci.

Scena Plastyczna KUL-u przez czas swojego istnienia pozostała teatrem studenckim, nigdy nie chciała oderwać się od uniwersytetu, który ją wyhodował, jak czyniły inne znane teatry studenckie, np. poznański Teatr Ósmego Dnia, krakowski Teatr Stu… Co kilka lat zmieniali się tylko aktorzy Sceny Plastycznej. Przez teatr „przeszło” kilkanaście pokoleń studentów (w tym ja), z którymi Leszek Mądzik – jak sam powtarzał – robił wciąż ten sam spektakl. W istocie stworzył 21 przedstawień, które pokazywane były na prezentacjach, festiwalach w Polsce i za granicą i fascynowały kolejne pokolenia widzów. Niepowtarzalnym teatrem Leszka Mądzika zachwycali się i często także inspirowali w swojej twórczości wybitni artyści teatru i kina, m.in. Józef Szajna, Tadeusz Kantor, Jerzy Grotowski, Andrzej Wajda …

Leszek Mądzik był ważną postacią mojego życia. Przez kilka lat uczestniczyłam w dziele tego wybitnego artysty, występowałam w spektaklach „Wilgoć” i „Wędrowne”. Byłam 19-letnią dziewczyną z prowincji, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam teatr Mądzika.

Nasze świętokrzyskie wzgórza

Urodziłam się w miejscu, gdzie zaczyna się pierwsze pasmo Gór Świętokrzyskich, szydłowiecko-koneckie. Z okien rodzinnego domu widziałam dwa piaszczyste wzgórza, latem zakwitające łubinem albo chabrami. Jedno wzgórze od pokoleń należało do mojego dziadka Józefa, a drugie do wuja Adamka. Często patrzyłam, jak słońce zachodzi za „moimi” wzgórzami i wydawało mi się, że gdzieś za nimi jest inny świat… Światem dzieciństwa i młodości Leszka Mądzika także były Góry Świętokrzyskie, tylko z drugiej strony, tam gdzie już bliżej do Małopolski. Może dlatego, kiedy pojawiłam się w Scenie Plastycznej, od razu znaleźliśmy wiele wspólnych tematów; mieliśmy w głowach te „nasze” wzgórza świętokrzyskie, za którymi widzieliśmy jakieś inne światy... No i mieliśmy jeszcze… „morgę piachu i jałowiec” – jak mówili o ludziach z kieleckiego rozmaici złośliwcy z innych regionów.

Leszek Mądzik był pierwszym moim „Guru”, który wcześniejsze zainteresowania i fascynacje literackie skierował w stronę teatru, a także nauczył mnie patrzenia na obrazy, umiejętności oglądania i rozumienia malarstwa. Za sprawą kilkuletniej przygody z teatrem Scena Plastyczna uformowało się moje myślenie o sztuce, a może i o życiu. Z teatrem Mądzika wyjeżdżałam na festiwale i przeglądy teatralne tzw. teatrów alternatywnych, które odbywały się w różnych miejscach w Polsce. Bywałam na prezentacjach teatralnych zagranicą, w Belgii, Holandii, Niemczech, Włoszech…, co w tamtych czasach (początek lat 80-tych XX wieku) samo w sobie było wielkim „wow!” dla młodego człowieka zza żelaznej kurtyny.

Takie wydarzenia gromadziły teatry z najwyższej półki, a ja „ocierałam się” o prawdziwą sztukę, czasem w znaczeniu dosłownym. Na zapleczu tych imprez zdarzało się widzieć z bliska Jerzego Grotowskiego, Józefa Szajnę, Tadeusza Kantora, Krzysztofa Jasińskiego, Lecha Raczaka… Czasem można było podejrzeć próby teatralne przed występami i zobaczyć „miotanie się” wielkich artystów w ferworze twórczym. Z zafascynowaniem oglądałam Tadeusza Kantora w jego twórczej pasji na próbie spektaklu Wielopole, Wielopole… . Z twórcą warszawskiego Teatru Studio Józefem Szajną i z Teatrem Ósmego Dnia zdarzyło się nam, aktorom Sceny Plastycznej, spędzić wieczór i noc w Gdańsku w 1980 roku, przy butelce wódki (herbaty nie sprzedawali, była tylko wódka) i fascynujących rozmowach.

Częścią tworzenia spektakli Sceny Plastycznej były, kończące się często późno w nocy, ważne rozmowy o teatrze i życiu, dwudziestoletnich studentów, z Leszkiem Mądzikiem, który zawsze powtarzał, że „myśli obrazami” i nas próbował nauczyć takiego myślenia. Tak naprawdę poza malarstwem fascynowała go również wielka literatura i… teologia. Źródła natchnień szukał na równi w malarstwie Andrzeja Wróblewskiego i Leonarda da Vinci, w twórczości Norwida, w Psalmach Dawida i w pismach mistycznych św. Jana od Krzyża…

Gdzie tkwi źródło sławy Sceny Plastycznej

W późniejszych czasach, będąc krytykiem teatralnym w miesięczniku „Teatr”, pisałam o powstających kolejnych spektaklach Sceny Plastycznej. Zastanawiałam się wielokrotnie gdzie tkwi źródło wielkiej sławy tego teatru, budowanego za pomocą światła, muzyki, niemych figur ludzkich i form geometrycznych, teatru tworzonego z prostych technicznie materiałów: czarnych kotar, skrzyń, podartych szmat, wody, przesypującego się piasku, gipsowych postaci …, teatru, w którym – poza pierwszym spektaklem „Ecce Homo” – nie pada ani jedno słowo. W teatrze Mądzika nie znajdziemy jednak gry człowieka z rupieciarnią przedmiotów, co było typowym i dosyć „modnym” zjawiskiem w tetrze czasów PRL-u, także na scenach zawodowych. Nie interesował go bowiem kształt powszedniej rzeczywistości, ale jej wymiar kosmiczny i metafizyczny. Najważniejsza była gra człowieka z przestrzenią, światłem i dźwiękiem, to budowało autonomiczną harmonię i wyjątkową ekspresję Sceny Plastycznej.

Zachwyt widzów i wybitnych krytyków teatralnych (m.in. Konstantego Puzyny i Elżbiety Morawiec) dokonaniami Mądzika miał swoje źródło w tym, że jego teatr próbował pokazywać inną perspektywę i inne patrzenie na świat, niż to, które wpoiła nam kultura cywilizacji łacińskiej. Na początku było słowo… uczy nas Biblia (Księga Rodzaju). Teatr Leszka Mądzika w kolejnych, fascynujących nieodmienne spektaklach, przekonywał, że na początku było światło, ono pierwsze unosiło się nad wodami, rozpraszało ciemność, wydobywało życie i przez nie wszystko się stało. Mądzik pokazywał dziwaczne piękno wodnych form (spektakl „Wilgoć”) i fascynujące wydobywanie się człowieka z ciemności, wędrowanie ku światłu (spektakle „Wędrowne”, „Pętanie”). W kolejnych, powstających zwykle w odstępach dwóch, trzech lat spektaklach, opowiadał o ziemskiej i pozaziemskiej wędrówce człowieka, o ludzkich zmaganiach z czasem i przestrzenią. Nie wiem czy właściwe jest tu wyrażenie „opowiadał”, bo przecież jego spektakle nie pokazywały przejrzystych, klarownych fabuł, przemawiały językiem symboli i archetypów, językiem form plastycznych, których pojemność i znaczenie można odczytywać na wiele sposobów.

Rzeczywistość człowieka istnieje poza słowem

Twórca Sceny Plastycznej miał wielkie wyczucie, że świat najgłębszych ludzkich namiętności, pragnień, trwóg i nadziei nie da się zamknąć w słowie, łatwiej go wyrazić obrazami, i światłem. Światło przynosi nadzieję, przeciera drogę w głąb czasu i przestrzeni. Wyjątkowa umiejętność Leszka Mądzika operowania światłem, czy właściwie sztuka budowania obrazów z różnych rodzajów świateł, fascynowała Andrzeja Wajdę, o czym mówił mi w rozmowie w połowie lat 90-tych.

Rzeczywistość wewnętrzna człowieka istnieje gdzieś w stanie pozasłownym, albo może przed słownym. Pragnienia i usiłowania zmierzające ku rozwikłaniu tajemnicy ludzkiego bytu prowadziły do poszukiwania znaczeń dramatycznych poza słowem, w muzyce i obrazie. Rodziły konieczność szukania symboli dla nazwania tego, co nie poddaje się opisowi słownemu. Te konieczności kształtowały twórczość Leszka Mądzika w kolejnych spektaklach.

Mądzik w każdym pokazie teatralnym starał się ogarnąć to, co zmieścić się może pomiędzy narodzinami i śmiercią: wiara i zwątpienia, bunty i rezygnacje, doznania lęków i trwóg, mistyczne tęsknoty, jakie nosi w sobie każdy człowiek, doświadczenia miłości, spotkania z Absolutem. Myślał obrazami – co powtarzał nieustannie – i za pomocą obrazów potrafił opowiedzieć o rozpaczliwych, a zarazem pełnych wiary, poszukiwaniach gwarancji sensu dla ludzkiego bytowania.

Jego mroczne na ogół spektakle, których tematem centralnym pozostawała fascynacja zagadką śmierci i tragicznością ludzkiego przemijania (m.in. „Zielnik”, ” Wilgoć”), w późniejszym okresie twórczości (np. spektakle „Brzeg”, ”Pętanie”) wypełniał jednak klimat nadziei i oczekiwania na dotarcie do jakiegoś odległego brzegu. I wiara, że ten brzeg - choć bardzo odległy - jednak istnieje i że warto tam dotrzeć.

Spektakl Wędrowne "Spektakl Wędrowne", 1981 r. Na pierwszym planie Lidia Wójcik (archiwum autorki)

Leszek Mądzik z Józefem Szajną Józef Szajna i Leszek Mądzik, jesień 1980 r. (archiwum autorki)

Leszek Mądzik, 1981 Leszek Mądzik, 3.05.1981 r. (archiwum autorki)