Z Bocznej Loży

Raj cudowności i sałatki owocowe

Raj cudowności i sałatki owocowe

Malarki, które dawniej były odsuwane na drugi plan przez mężczyzn, dzisiaj nadal pozostają na bocznym torze za sprawą… szaleńczej idei „kobiecej historii sztuki”.

Takiej wystawy jeszcze nie było, ponad 520 obrazów, które wyszły spod pędzla 133 artystek. Wbrew chwytliwemu tytułowi „Co babie do pędzla?” i sławie wyprzedzającej otwarcie ekspozycji na Zamku Lubelskim, nie powstało jednak wystawiennicze arcydzieło. Gęsto zawieszone obok siebie obrazy o różnej treści i bardzo zróżnicowanym poziomie artystycznym, przeważnie w dwóch, albo trzech rzędach od góry i do tego fatalnie oświetlone, łączy niewiele poza tym, że zostały stworzone przez kobiety. Lampki zawieszone po sufitem odbijają światło od szyb osłaniających akwarele i pastele i od werniksu na obrazach olejnych, tworząc, czasem na całym obrazie, cienie i plamy świetlne. W dzień świąteczny dosyć dużo zwiedzających, którzy manewrują pomiędzy ścianami obwieszonymi gęsto pracami artystek, co i raz potrącając jedni drugich. Wszystko to powoduje natłok wrażeń i brak możliwości dokładnego obejrzenia obrazów, nie mówiąc już o braku możliwości na chwilę refleksji nad tym co oglądamy.

Ekspozycja zgromadziła liczne prace Meli Muter z różnych okresów jej twórczości, Olgi Boznańskiej, Anny Bilińskiej i wiele, wiele pomniejszych nazwisk. A same obrazy? Dużo, bardzo dużo portretów i bukiety kwiatowe, jeśli chodzi o wiek XIX. A w XX-wiecznym malarstwie dominują martwe natury, owoce na paterach i pośród dzbanów, kieliszków i rozmaicie, jednym słowem - jak mawiali złośliwie krakowscy artyści z kręgu teatru Cricot o malarstwie kolorystów - „sałatki owocowe”. Róże w wazonach i przede wszystkim portrety zamożnych ludzi, pozwalały się utrzymać wielu kobietom, które miały talent i postawiły na malarstwo, a wywodziły się najczęściej ze zubożałych rodzin szlacheckich, w których odbierały tak zwane dobre wychowanie: gra na fortepianie, śpiew, haftowanie i właśnie malowanie.

Miały bardzo dobre wykształcenie

Panujące powszechnie przekonanie, że polskie malarki XIX wieczne były słabo wykształcone, bo nie mogły uczyć się w szkołach razem z mężczyznami jest mitem. To prawda, że w warszawskiej akademii sztuki kobiety mogły studiować od 1904 roku, a w konserwatywnym Krakowie akademia przyjęła pierwsze studentki dopiero w 1920 r. Miały jednak wykształcenie i to całkiem dobre. Zazwyczaj zaczynały od nauki z domowymi nauczycielami, którymi często bywali uznani, wybitni malarze. Pierwszym nauczycielem Anny Bilińskiej był słynny grafik i rysownik, twórca stylu nadświdrzańskiego w architekturze Michał Andriolli. Potem, zwykle była warszawska szkoła rysunku Wojciecha Gersona, gdzie bez problemu przyjmowano kobiety, a rysunek to jednak podstawa malarstwa. Te, wywodzące się z zamożniejszych rodzin mieszczańskich, potrafiły przekonać ojców lub opiekunów by mogły wyjechać do Monachium, a w późniejszych czasach do Paryża i tam rozwinąć talent i zdobyć sławę, jak Olga Boznańska, czy Anna Bilińska, które dokonały tego jeszcze w XIX wieku.

Myślą przewodnią przygotowywanej przez kilka lat wystawy było pokazanie malarstwa kobiet na przestrzeni stu lat (1850 – 1950). Moda na urządzanie wystaw obejmujących twórczość wyłącznie kobiecą i ze względu na kobiecość, została zapoczątkowana w Polsce ponad trzydzieści lat temu, kiedy w 1991 r. Agnieszka Morawińska przygotowała pierwszą tego typu wystawę "Artystki polskie". Jestem przeciwniczką segregowania ludzi, artystów i twórczości w jakiejkolwiek dziedzinie według kryteriów rasy i płci. Tworzenie „kobiecej historii sztuki” z podtekstem feministycznych idei o krzywdzie kobiet, tak naprawdę wypacza obraz rzetelnego oglądu dorobku wielu malarek, na których bez żadnej potrzeby stawia się stempel „twórczości kobiecej”. Malarki, które dawniej były odsuwane przez mężczyzn, dzisiaj nadal pozostają na bocznym torze za sprawą szkoły krytyki feministycznej. Feministyczna perspektywa badania dorobku artystek i urządzania wystaw uwarunkowanych płcią, na Zachodzie traktowane są jako przeżytek. W Stanach Zjednoczonych lata siedemdziesiąte zeszłego wieku były okresem, kiedy kwitła feministyczna krytyka sztuki i od wschodniego po zachodnie wybrzeże urządzano wystawy prezentujące twórczość wyłącznie kobiecą. W Polsce od ponad 30 lat i nadal, ta moda święci triumfy. Więc nie dziwmy się, że obrazy wielu malarek, które nie eksponowały własnej seksualności i tematów kobiecych, lecz tworzyły prace artystyczne, często zaangażowane społecznie, nigdy nie ujrzy światła dziennego.

W przedziale czasowym, który obejmuje malarstwo prezentowane na lubelskiej wystawie, znane malarki raczej nigdy nie identyfikowały się z twórczością kobiecą, a samo określenie uważały często za obraźliwe. Hanna Rudzka-Cybisowa (1897-1988), jedna z bohaterek lubelskiej wystawy, czołowa postać z kręgu malarzy kolorystów, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, działaczka KOR-u i Uniwersytetu Latającego zostawiła ogromny dorobek malarski, niezmiernie rzadko prezentowany, zapytana pod koniec życia czy akceptuje podział na malarstwo kobiece i męskie, odpowiedziała: „lubię zarówno malarstwo kobiece, jak i męskie, jeśli jest to prawdziwe malarstwo”.

Znaczna część obrazów i to naprawdę wartościowych, na wystawie lubelskiej jest prezentowana publicznie po raz pierwszy. Niekoniecznie ma to swoje źródło w niedopuszczaniu kobiet do sfery sztuki, czy lekceważeniu ich twórczości, z powodu, że zaszufladkowano ich malarstwo jako kobiece. Olga Boznańska już w 1898 roku należała do Towarzystwa Artystów Polskich Sztuka, gdzie byli Jacek Malczewski, Józef Chełmoński, Julian Fałat, Stanisław, Wyspiański, Leon Wyczółkowski…, a kilka lat wcześniej odniosła sukcesy na Salonie Paryskim. Przyczyna tkwi bardziej w sferze ludzkiej, że zabrakło bliskiej rodziny, dzieci, które zadbałyby o dorobek twórczy po śmierci artystek. Wiele prac wypożyczonych na wystawę pochodzi ze zbiorów prywatnych. Nie wszystkie wystawiane malarki cieszyły się za życia wystarczającą sławą, by ich twórczość mogła trafić do muzeów. Liczne, prezentowane obrazy stworzyły artystki, które za życia były znane, czasem nawet bardzo, ale raczej z powodu powiązań rodzinnych czy towarzyskich lub z osiągnięć w dziedzinach poza malarstwem. Zofia Szymanowska przyrodnia siostra Celiny, żony Adama Mickiewicza, Aniela Pająkówna bardzo znana w epoce Młodej Polski, jako partnerka i matka dzieci Stanisława Przybyszewskiego, Celina Senderland partnerka Brunona Schultza i poniekąd bohaterka słynnej jego powieści „Sklepy cynamonowe”, Hanna Rudzka-Cybisowa pierwsza żona Jana Cybisa, Pia Górska przyjaciółka Józefa Chełmońskiego i autorka ciekawych wspomnień o tym malarzu, Maria Dulębianka przyjaciółka Marii Konopnickiej, Irena Weissowa, żona uznanego malarza Wojciecha, czy Teresa Roszkowska, choć jako malarka znana już przed II wojną, zapisała się w historii bardziej jako słynna scenografka teatralna.

Szaleńcza idea tworzenia „kobiecej historii sztuki”

Nie były feministkami, nie trzymały się zasad kobiecej solidarności. W latach dwudziestolecia międzywojennego, odnoszące sukcesy i umiejące zadbać o swoje interesy, słynne malarki Tamara Łempicka, czy Mela Muter, wybudowały modernistyczne domy na paryskim Montparnassie. Olga Boznańska, której nigdy nie „trzymały się” pieniądze, a paryską sławę miała już w tym czasie za sobą, gdy w sztuce zaczęła królować awangarda i nie było popytu na jej zamglone portrety, w niemodnej mantylce, w zniszczonym kapeluszu chodziła po Bulwarze Montparnasse z bańką na naftę (choć Paryż był już całkowicie zelektryfikowany), a jej niesprzedane obrazy niszczały pod przeciekającym dachem pracowni, obgryzane przez myszy. W tym czasie młodsze i będące na topie malarki, m.in. Zofia Stryjeńska, Alicja Halicka, widujące Boznańską, wypisywały prześmiewcze komentarze o zniszczonych ubraniach z łatami i twarzy z zielonym makijażem, jeszcze nie tak dawno sławnej i nagradzanej Mademoiselle de Boznanska. Na wystawie lubelskiej, choć ich malarstwo należy do różnych epok, tkwi w różnych stylach i prezentuje tak bardzo zróżnicowaną wartość estetyczną, ich obrazy (wiele takich, które naśladują malarstwo znanych malarzy) wiszą stłoczone obok siebie, bez żadnego komentarza, bez żadnej myśli przewodniej, tylko dlatego, że były kobietami, a polskie muzea kierują się szaleńczą, gdzie indziej dawno przebrzmiałą, ideą tworzenia „kobiecej historii sztuki”.

Swoje pragnienia kobiece stawiały na równi z dążeniami artystycznymi, równie mocne, jak te o karierze malarskiej, były ich pragnienia miłości, wyjścia za mąż, posiadania rodziny. Często przez całe życie cierpiały z powodu miłosnych rozczarowań, a czasem utrata rodziny i miłości ich życia była praktycznie kresem ich kariery artystycznej. Chciały zachować młodość i mieć jeszcze szanse na ….. Mela Muter po wielu życiowych zakrętach w kolejnym, nowym paszporcie odjęła sobie kilka lat i dodała młodzieńcze zdjęcia. Olga Boznańska przed wyjazdem do Paryża w danych do paszportu także się odmłodziła, a zerwanie przez Józefa Czajkowskiego zaręczyn z nią, chyba do końca życia odczuwała jako wielką stratę. Zofia Szymanowska malując bardzo sugestywne portrety Adama Mickiewicza, usiłowała „przy okazji” usidlić wieszcza, a kiedy to się jej nie udało, sama oświadczyła się poecie Teofilowi Lenartowiczowi. Anna Bilińska kiedy już odniosła wielki sukces (złoty medal na Salonie Paryskim) spacerując w Ogrodzie Luksemburskim marzyła by zostać matką i zastanawiała się tylko czy wyjście za mąż i macierzyństwo nie zrujnują jej kariery artystycznej. Małgorzata Łada-Maciągowa żona, matka i spełniona malarka, wiodła szczęśliwe, zamożne życie i odnosiła sukcesy artystyczne w dwudziestoleciu międzywojennym. Jej świat runął w gruzach kiedy i mąż, pułkownik Wojska Polskiego i syn, student medycyny zostali zamordowani w Katyniu. Po wojnie próbowała popełnić samobójstwo w swojej willi w Zakopanem. Pod koniec życia mieszkała w Krakowie w pokoju bez okna, ale odzyskała siły twórcze na tyle, że jako jedna z pierwszych miała odwagę stworzyć obraz „Katyń”.

Na lubelskiej wystawie nie dowiemy się niczego o życiu i twórczości artystek, ani o wystawianych tam obrazach. Od czasu do czasu pomiędzy obrazami wciśnięto teksty ogólnie opowiadające o trudnościach w wykształceniu artystek, o stylach malarskich i ciurkiem wymieniane nazwiska. Jedynie Zofia Stryjeńska miała szczęście, bo w wystawowych informacjach poświęcono jej twórczości jeden akapit - malarce, której jako pierwszej kobiecie, ze względu na podejmowane tematy „rodzimości”, krytycy nadawali rangę artysty narodowego i do końca lat 30-tych XX wieku była uznawana za „księżniczkę sztuki polskiej”.

Płótna Boznańskiej są jak wykwintna materia

Tytuł lubelskiej wystawy jest cytatem wypowiedzi malarza, grafika i karykaturzysty Kazimierza Sichulskiego pod adresem Olgi Boznańskiej „Nie cierpię malujących bab.(…) Co babie do pędzla?” Te słowa wygłosił Sichulski kiedy Anna Bilińska miała już za sobą wielkie sukcesy na paryskim salonie, a Olga Boznańska wystawiała (i sprzedawała!) obrazy w Paryżu, Londynie, Wiedniu, Monachium… i została członkiem nadzwyczajnym Salonu Paryskiego. Sam Sichulski, choć zbierał doświadczenia malarskie z zagranicznych podróży i kształcił się czas jakiś w Wiedniu, nigdy nie wystawił niczego za granicą. Tkwił w krakowsko-lwowskim światku artystycznym – choć zmieniały się czasy i style – malował wciąż pyzate Hucułki w secesyjnych dekoracjach. Trwał niezmiennie, aż do II wojny światowej, w zakodowanej na początku XX wieku idei chłopomanii, jako przedstawiciel folklorystycznego nurtu Młodej Polski. Nie lekceważył, bynajmniej, twórczości Boznańskiej, raczej przemawiała przez niego zazdrość o jej międzynarodową sławę: „Wspaniały talent. (…) Umie rysować, znakomicie zna swoje rzemiosło i wszystko wypatrzy to babsko”.

Rzemiosło znała. Boznańska nie maluje ust tylko uśmiech, albo smutek, nie maluje oczu tylko spojrzenie – zachwycali się krytycy w Europie w pierwszej dekadzie XX wieku. Jej zamglone, jakby trochę rozmazane, czy wypłowiałe portrety kryły w sobie niezwyczajną tajemnicę jej malarstwa i tajemnice malowanych postaci. Płótna jej są jak wykwintna materia. Pańskie to, wykwintne, wyrafinowane – pisał Adolphe Basler znany marszand i krytyk paryski u progu XX wieku. W 1903 roku na berlińskiej Wystawie Secesji jej obrazy wiszą pośród prac Paula Cezanne a, Paula Gauguina, Vincenta van Gogha, Henriego de Toulouse-Lautreca. Rząd francuski kupuje prace Boznańskiej do zbiorów państwowych. Obecnie pozostają w Muzeum d Orsay, raczej w magazynach, bo tam na stałych wystawach królują francuscy impresjoniści.

Olga Boznańska, podobnie, jak Mela Muter, Anna Bilińska, Zofia Stryjeńska, Hanna Rudzka-Cybisowa…. obecne na lubelskiej wystawie, artystki, które stworzyły własny, niepowtarzalny styl i dorobek, nie za bardzo potrzebują towarzystwa ponad stu innych malarek, reprezentujących dosyć zróżnicowany poziom, często naśladujących twórczość znanych malarzy. Ani nie potrzebują otoczenia ponad pięciuset obrazów o bardzo różnej wartości i stylistyce, tylko dlatego, że były kobietami.

Obrazy Olgi Boznańskiej wyróżniają się swoją wyjątkowością na tle innych malarzy jej epoki, także mężczyzn (!) i nie jest to zasługą feministycznej krytyki, tworzącej „kobiecą historię sztuki”. Pokazano to jednoznacznie na niedużej, ale bardzo dobrze pomyślanej, wystawie w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy „Olga Boznańska i jej czas”. Odnajdziemy tam oprócz pięknych, choć - jak to u Boznańskiej - zawsze smutnych, portretów oraz martwych natur, głównie kompozycji kwiatowych, także obrazy, m.in. Stanisława Wyspiańskiego, Józefa i Stanisława Czajkowskich, Anny Bilińskiej, Anieli Pajakówny, Zbigniewa Pronaszko, Juliana Fałata, Janiny Gressnerówny, także rzeźby Konstantego Laszczki i… sentymentalny obraz „Pastuszek huculski” Kazimierza Sichulskiego. Kiedy patrzymy na „Pastuszka” Sichulskiego, a zaraz potem oglądamy smutek kobiet na zamglonych portretach Boznańskiej i raj cudowności bukietów kwiatowych w jej martwych naturach, łatwo można zrozumieć dlaczego Kazimierz Sichulski, wówczas już chyba profesor krakowskiej Akademii Sztuki, złościł się na malarstwo Boznańskiej.

Wystawa „Olga Boznańska i jej czas" Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy 24.04 – 24.08.2025 Wystawa „Co babie do pędzla?!" Artystki polskie 1850-1950. Muzeum Narodowe w Lublinie 26.04 – 5.10.2025

wystawy-3-raj-cudownosci_1.JPG Olga Boznańska, Portret Kobiety, ok. 1900 r.

wystawy-3-raj-cudownosci_3.JPG Zofia Stryjeńska, Madonna z dzieciątkiem, ok. 1940 r.

wystawy-3-raj-cudownosci_2.JPG Mela Muter, Spacer po lesie, ok. 1920 r.

wystawy-3-raj-cudownosci_4.JPG Alicja Halicka, Martwa natura z paterą i owocami, ok. 1900 r.

wystawy-3-raj-cudownosci_5.JPG Mela Muter, Nad rzeką, ok. 1940 r.

wystawy-3-raj-cudownosci_6.JPG Mela Muter, Macierzyństwo (błękitne), ok. 1909 r.