Rzeźbiarz francuski, znany dzisiaj raczej w kręgach koneserów sztuki, Antoine Bourdelle (1861-1929) zrobił dla „sprawy polskiej” nie mniej niż ... Napoleon Bonaparte.
Józef Pankiewicz, polski impresjonista, wielbiciel krajobrazów Lazurowego Wybrzeża i Prowansji, kiedy po długim pobycie we Francji powrócił do Krakowa i został profesorem krakowskiej akademii, nakłaniał studentów do wyjazdów do Paryża. Przekonywał: „Nie ma niczego poza Paryżem. Wszystko – idee, ludzie, wizje malarstwa można znaleźć tylko w Paryżu.” Pankiewicz zachęcił do podróży i drogi twórczej via Paryż nie tylko adeptów malarstwa. W pierwszej dekadzie XX wieku znana była już w Polsce słynna paryska szkoła ucznia wielkiego Augusta Rodina, Antoine’a Bourdelle’a. Sam mistrz przybył do Polski w 1909 roku, kiedy miała miejsce wystawa jego prac w warszawskiej Zachęcie, a także w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie. Artysta odwiedził pracownię rzeźby Xawerego Dunikowskiego w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, również był członkiem komisji konkursowej oceniającej projekty pomnika Fryderyka Chopina, który miał stanąć w warszawskich Łazienkach.
Bourdelle zrobił dla „sprawy polskiej” może nie mniej niż… Napoleon Bonaparte, choć w inny sposób, rzecz jasna. Udzielał licznych wywiadów w ówczesnej prasie, fotografie jego rzeźb były często zamieszczane w gazetach i tym samym jego prace były bardzo znane. Artysta dawał liczne odczyty, publikował odezwy i przy rozmaitych ważnych okazjach zabierał głos opowiadając się za odzyskaniem przez Polkę niepodległości… I przede wszystkim przez niemal 20 lat pracował nad koncepcją pomnika Adama Mickiewicza oraz w licznych wywiadach w prasie ówczesnej nagłaśniał tę sprawę, poznając w międzyczasie wszystkie dzieła naszego wieszcza. Okazały monument, odsłonięty w kwietniu 1929 roku, tuż przed śmiercią autora, dzięki staraniom Bourdelle’a stanął w eksponowanym miejscu Paryża przy placu de l’Alma. Obecnie, niestety, przeniesiony nad brzeg Sekwany, stoi w mniej prestiżowej lokalizacji.
Studiowanie rzeźby w Paryżu było nadzwyczaj kosztowną „inwestycją”
W początkach XX wieku młodzi adepci sztuki z nad Wisły, w tym liczne kobiety, chcąc poświęcić się niełatwej dziedzinie, jaką jest rzeźba, byli przekonani, że tylko szkoła Bourdelle’a rozwinie ich talent i pozwoli odnieść sukces. Uczniów paryskiej szkoły mistrza Académie de la Grande Chaumière było na tyle dużo i byli dla szkoły na tyle ważni, że w 1996 r. francuskie środowisko historyków sztuki przygotowało w paryskim muzeum artysty dużą wystawę Bourdelle i artyści polscy 1900-1918. W atelier słynnego rzeźbiarza kształciło się wiele wybitnych osobowości, uznanych polskich artystów, choćby późniejszy profesor Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie Władysław Skoczylas. Ich najlepsze lata dla rozwoju kariery wypadły, niestety, w okresie pierwszej wojny światowej i trudnych latach powojennych, kiedy wciąż ważnym tematem dla Europy były okopy pod Ypres i wielkie wojenne cmentarze nad Marną i Sommą.
W początkach pedagogicznej działalności Bourdelle’a jego polscy uczniowie, to przede wszystkim kobiety, m.in. Jadwiga Bohdanowicz, Janina Broniewska, Maryla Lednicka-Szczytt, Mika Mickun, Olga Niewska, Luna Drexler, Urszula Bucholz, Helena Zielińska, Li Kopalińska i być może Zofia Trzcińska-Kamińska, choć brak danych potwierdzających to domniemanie. Bourdelle bardzo wspierał uzdolnione dziewczyny, których na ogół było więcej w jego pracowni niż mężczyzn. Przeważnie pochodziły z rodzin patriotycznych, gdzie postać Bourdelle’a z racji jego zainteresowania odzyskaniem państwowości Polski, tkwiącej od ponad 100 lat w okowach zaborów, była znana i doceniana, ale także wywodziły się z rodzin bogatych, bo studiowanie rzeźby w Paryżu było nadzwyczaj kosztowną „inwestycją”.
Jestem przeciwniczką, dominującej w Polsce od ponad 30 lat, idei tworzenia „kobiecej historii sztuki” i urządzania licznych wystaw, prezentujących odrębnie twórczość kobiecą, odczytywaną w perspektywie feministycznej, nawet jeśli chodzi o artystki o wielkiej indywidualności. Jednakże obecna wystawa w warszawskim Muzeum im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni Kierunek Paryż. Polskie artystki z pracowni Bourdelle’a, pomijająca ważne nazwiska rzeźbiarzy wykształconych w pracowni paryskiego mistrza, jak wspomniany Władysław Skoczylas, Jakub Cytrynowicz, Stefan Zbigniewicz, jest o tyle uzasadniona, że większość polskich uczniów Bourdelle’a to były młode dziewczyny, które potem, w dwudziestoleciu międzywojennym stworzyły ważną część polskiej sztuki.
Dostawały państwowe zamówienia na pomniki
Zofia Trzcińska-Kamińska,
Popiersie Józefa Piłsudskiego, 1936 r.
Ich wybitne prace, wykonywane często na rządowe zamówienia, zdobiły place i fasady, głównie w przedwojennej Warszawie. Niestety, bezlitośnie zdruzgotała je II wojna światowa. W warszawskim Parku Skaryszewskim można zobaczyć piękną rzeźbę Kąpiąca się z 1931 roku dłuta Olgi Niewskiej, która znała środowisko piłsudczyków i uważana była za rzeźbiarkę władzy sanacyjnej, otrzymywała liczne zamówienia na popiersia ważnych postaci ówczesnego politycznego świata. Uczennice Bourdelle’a należały do pokolenia artystek, które dostawały zamówienia na pomniki państwowe, np. Zofia Trzcińska-Kamińska, która jako młoda dziewczyna w męskim przebraniu służyła w Legionach Piłsudskiego. Dużo prac artystki znajdziemy w klasztorze Ojców Dominikanów na warszawskim Służewie, bo pod koniec życia była tercjarką III Zakonu św. Franciszka i nawet pochowano ją w habicie. Na Powązkach odnajdziemy liczne rzeźby nagrobne Janiny Broniewskiej, jej prace są w stałych zbiorach Muzeum Xawerego Dunikowskiego. Broniewska odnosiła w swoim czasie znaczące sukcesy w Paryżu, jej rzeźby były fotografowane przez słynnego fotografa sztuki Pierre’a Szumowa, który zasadniczo był niejako na wyłączność fotografem Augusta Rodina. Na wystawie odnajdziemy kilkanaście rzeźb Broniewskiej, jak i fotografie jej prac. Także portret jej córki. Kiedyś w jakimś wywiadzie, czy ankiecie zapytano artystkę co uważa za swój największy sukces, odpowiedziała: córkę.
Co łączy artystki ze szkoły Bourdelle’a. Niekoniecznie dużo. Mistrz zachęcał do szukania własnych dróg i bardzo je wspierał w tych poszukiwaniach. Wystawiał swoim studentkom certyfikaty, świadectwa, w których oprócz oficjalnych informacji zawsze pisał coś ciepłego, bardzo osobistego, co by pomogło im wkroczyć w świat sztuki. Był prawdziwym mistrzem, który cieszył się samodzielnością swoich uczennic, ale jednocześnie delikatnie dmuchał im w skrzydła, by mogły samodzielnie odfrunąć. Niektóre pozostawały w pracowni mistrza na dłużej, na wiele lat, jak choćby Janina Broniewska czy Jadwiga Bohdanowicz. Polskie uczennice Bourdelle’a nie zrobiły oszałamiających, światowych karier, może dlatego, że ich twórczość przerywały dwie wielkie wojny. Ale kilka z nich w pewnych okresach odniosło znaczące sukcesy za granicą.
Na wystawie w Królikarni swoją niebywałą dekoracyjnością i niesamowitą kompozycją barw zachwycają ceramiczne rzeźby Miki Mickun. Rzeźba ceramiczna jest bardzo trudna, wymaga specjalistycznej wiedzy technologicznej. Mika znała te technologiczne sekrety. Pochodziła z bardzo bogatej rodziny podwarszawskich fabrykantów, producentów kafli ceramicznych. Jej brat Julian był potem profesorem ceramiki w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pieniądze ojca, które pozwalały jej kształcić się w paryskiej szkole Bourdelle’a i dobra aparycja otwierały jej drzwi wielu paryskich salonów. Udało jej się nawet zdobyć względy Augusta Rodina, od którego dostała jakieś listy polecające. Zofia Nałkowska, której siostra Hanna Nałkowska-Bick także była rzeźbiarką, pisała złośliwie w Dziennikach, że na taką jedwabną bluzeczkę, którą nosi Mika Mickun, ona sama musi pracować przez cały miesiąc. Przedwczesna śmierć ojca zmusiła Mikę do zarabiania na życie, ale z rzeźby nie była w stanie się utrzymać, malowała portrety artystów i sceny z kabaretów, podróżując z kabaretami po miastach i miasteczkach. W końcu osiadła na stałe w Paryżu. Pod koniec lat 50-tych porzuciła tworzenie rzeźb pięknych kobiet i zwróciła się w stronę twórczości religijnej.
Odnalezienie wielu prac nie jest możliwe
Maryla Lednicka-Szczytt,
Klęczący Anioł, 1931 r.
Lena Drexler wykonała ponad 200 rzeźb, m.in. znany pomnik na grobie Mari Konopnickiej na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, niestety, ponad trzy czwarte z tego dorobku uznaje się za twórczość zaginioną. Ich losy przecinały dwie wojny światowe, które wywracały doszczętnie ludzkie życia, a cóż mówić o takiej twórczości, jak rzeźba, która wymaga dużej przestrzeni, pieniędzy na materiały i nabywców, a czasy wojenne i powojenne, naznaczone zniszczeniem, ucieczką, przemieszczaniem się z miejsca na miejsce, nie sprzyjały kolekcjonowaniu sztuki, zwłaszcza rzeźby.
Odnalezienie wielu prac rzeźbiarek nie jest możliwe. Często jedynym wiarygodnym źródłem wiedzy o ich twórczości są katalogi paryskich Salonów, komentarze z wystaw w prasie polskiej i francuskiej, niewiele obiektów znajduje się w kolekcjach polskich muzeów, albo czasem zalegają w magazynach muzealnych, bez czyjejkolwiek wiedzy, że tam są. Tak było ze słynną rzeźbą Popiersie Józefa Piłsudskiego Zofii Trzcińskiej - Kamińskiej, która od niepamiętnych czasów znajdowała się w Królikarni, ale dopiero dziesięć lat temu muzealnicy dowiedzieli się, że ją mają. Muzeum im. Dunikowskiego poszukiwało w wielu zbiorach zagranicznych muzeów prac Maryli Lednickiej-Szczytt, która przed wojną zrobiła chyba największą karierę za granicą, spośród Bourdelle’owskich uczennic. Wystawiała na paryskich Salonach, zachowały się zdjęcia licznych jej rzeźb, ale samych prac nie sposób odnaleźć. Z bogatego domu wyniosła biegłą znajomość kilku języków i tzw. światowe obycie. We Francji nie tylko rzeźbiła i wystawiała, ale lubiła też pełnić rolę samozwańczej ambasadorki polskiej kultury. Zdarzało się, że oprowadzała króla Belgii, albo inne ważne osobistości, po wystawach prezentujących polską sztukę za granicą. We Włoszech trafiła pod skrzydła znanego bankiera Józefa Toeplitza, potrafiła tworzyć w słynnym marmurze z Carrary, rzeźby Lednickiej-Szczytt wypełniały dom i ogród bankiera, dzięki temu zyskała liczną klientelę wśród arystokracji włoskiej. Stworzyła także… portret Mussoliniego, który znajduje się w posiadaniu Muzeum w Królikarni, ale – jak poinformowała kuratorka ekspozycji Ewa Ziembińska – celowo nie został pokazany na wystawie. Po wojnie artystka wyjeżdża do USA, gdzie próbuje zaistnieć jako ambasadorka polskiej sztuki i nadal tworzy, głównie rzeźby religijne. Niestety, nie potrafiła odnaleźć się w amerykańskiej rzeczywistości, pod koniec lat 40-tych popełniła samobójstwo.
Jadwiga Bohdanowicz w okresie międzywojennym otrzymywała liczne zamówienia od rządu polskiego, m.in. na słynną rzeźbę Mikołaj Kopernik. Miała również krótką sławę za granicą, wystawiała w Nowym Jorku i na biennale w Wenecji, również dosyć dużo we Francji, jej rzeźby znajdują się w muzeach francuskich. Potem miała także wystawy w Rzymie, gdzie po II wojnie osiadła na stałe i żyła aż do śmierci. Zmarła w kompletnej nędzy i zapomnieniu, jest pochowana, w rzymskim zbiorowym grobie, razem z kilkoma innymi polskimi artystami. Nie miała rodziny, jej spuściznę zabezpieczyli pracownicy polskiej ambasady w Rzymie i trafiła do muzeum Xawerego Dunikowskiego. Bohdanowicz wydaje się najbliższa stylem i sposobem tworzenia twórczości swego mistrza, z czego Antoine Bourdelle nie był chyba zadowolony, pragnął by ukształtowane w jego pracowni rzeźbiarki wyfruwały na własnych skrzydłach, on tylko w nie delikatnie dmuchał.
Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni Kierunek Paryż. Polskie artystki z pracowni Bourdelle'a Wystawa czynna 9 maja – 26 października 2025 r.
Mika Mickun,
Kobieta siedząca na cokole, 1929 r.
Jadwiga Bohdanowicz,
Mikołaj Kopernik, 1936 r.